4Results Przy kawie

„Psu na budę ta zmiana!”. Jak moja córka nauczyła mnie przełamywać ludzki opór
IZA KAZIMIERSKA

Zmianą można umiejętnie zarządzić – wymaga to jednak precyzyjnego planu i… wytrwałości. Charakterystycznej dla dzieci, które bardzo czegoś pragną. Takich jak moja sześcioletnia córka Jula, która pewnego razu zapragnęła mieć psa.

Ja jako intensywnie pracująca i dość często wyjeżdżająca osoba nie dopuszczałam wówczas do siebie myśli, aby w naszym życiu pojawiło się zwierzątko. Psa bowiem trzeba wychować, chodzić na regularne spacery, myśleć co z nim zrobić, kiedy się chce gdzieś dalej wyjechać na wakacje i pilnować, aby nie zjadł dopiero co kupionych mebli. Taka zmiana i odpowiedzialność za kolejną żywą istotę mnie osobiście przerażała.    

Naturalny opór przed perswazją

Na prośby mojej córki: „mamo, proszę kupimy psa”, „mamo ja chcę mieć psa” i tym podobne argumenty z moich ust padało twarde i nieubłagane „NIE”. Z wszelką możliwą argumentacją, dlaczego psa w mieszkaniu mieć nie należy. Podobnie, twardo i stanowczo, reagował mój kochany małżonek. Taka dyskusja ciągnęła się przez kilka ładnych lat. Do grona zwolenników posiadacza psa dołączył naturalnie syn. Skomasowany atak argumentacji, dlaczego musimy mieć w domu psa, włącznie z argumentacją że dzieciom takiej krzywdy się nie robi i że jesteśmy strasznymi rodzicami, przeżyłam podczas wakacji, kiedy dzieci miały około 10 i 11 lat. Były bardzo monotematyczne i nieustępliwe - a temat zalet i wad posiadania psa był tematem przewodnim codziennych rozmów podczas wakacji. Niestety dzieci otrzymały po raz kolejny efekt odwrotny do zamierzonego – my szukaliśmy coraz to nowych argumentów na odmowę. I tak minęły wakacje i rozpoczął się kolejny monotonny rok szkolny.

Agenci zmiany w akcji

Temat powoli przycichł. Już miałam nadzieję, że ta „psia mania” się skończyła, kiedy niespodziewanie w okolicach listopadowego, jesiennego popołudnia sprawa wróciła. Moja teściowa zaczęła od zdania:

– Tak przemyślałam tego psa i tak rozważam – że ten pies u nas to może nie jest najgorszy pomysł.

I w tym momencie oferuje, że może chodzić na spacery w ciągu dnia. Skończyła swoje głośne rozważania deklaracją:

– W każdym razie, póki ja mieszkam obok was i chodzę – o codzienne spacery nie musisz się martwić.

Pokiwałam bez większego przekonania głową i tematu nie podtrzymałam, jednak to jej zobowiązanie pozostało  mi w głowie.

Tego samego dnia, niecałą godzinę później, dzwoni telefon. Odbieram, to moja mama. Mówi mi, że Jula umówiła się z nią, że gdybyśmy mieli psa, to ona zawsze chętnie weźmie go na kilka dni a nawet całe wakacje – w razie naszych wyjazdów. Że ona to nawet myślała o psie – no może nie tak na cały czas. Zawsze, póki żyje, chętnie się nim zajmie także o wakacje nie musimy się już martwić. Gdybyśmy psa mieli. Lekko zaskoczona i wybita z rytmu zakończyłam rozmowę.

Moment później, wychodząc do samochodu natknęłam się na sąsiadkę – z psem. „Czyżby przypadek” – myślę? Ta raczej mało rozmowna osoba podchodzi do mnie i mówi: „Dzień dobry Pani, Jula prosiła mnie, abym Panią zaprosiła do nas i pokazała nasze mieszkanie. Proszę przyjść, zobaczyć, że pies nie zniszczył nam mebli i dywanów. Zapraszam na kawę.” Poczułam się jak w jakiejś taniej komedii. Przyznam, że mnie zatkało. Podziękowałam za zaproszenie, ale nie skorzystałam.  

Kontrakt na psa

Chwilę później  wchodzi do domu moja córka  i już od wejścia pyta:

- Mama – dzwoniła dziś do ciebie babcia?

- Tak.

- A byłaś u sąsiadki w domu?

- Nie.

- Ale rozmawiała z Tobą…

- Tak.

- A mogę Ci coś pokazać?

- Masz teraz ze sobą psa??

- Nie, bo wy nie pozwalacie, nie wezmę psa bez waszej zgody.  Zobacz, przygotowałam taką umowę na psa. Spełnię to wszystko, co tu napisałam, przez najbliższy rok i w przyszłe wakacje go weźmiemy. Wtedy nie będę wyjeżdżać - będę miała czas, aby wychować zwierzątko. Wiesz, taki szczeniak to szybko się uczy – a ja i Staś będziemy mieli czas, aby się przyzwyczaić do opieki nad nim. A przez ten rok będziemy robili różne rzeczy, wykonywali obowiązki ... i tu jest miejsce, gdzie możecie z tatą dopisać co chcecie – a my to wypełnimy.

Przyznam, że jej postawa i dojrzała argumentacja mnie mocno zaskoczyły. Czułam, że tym razem się zgodzę.  No i ostatnia strona umowy mnie rozbroiła – jak w każdej umowie moje dzieci zrobiły puste pola na podpisy. Jula, Staś i obie babcie już podpisały umowę. Zostały tylko dwa puste miejsca – dla mamy i taty. „No mama, proszę zgódź się podpisz, bo jak Ty podpiszesz, to tata już nie odmówi” – powiedziała Jula.
Siłą rzeczy nie mogłam się oprzeć.

Jak przełamać opór

Czego uczy nas ta dziecięca historia? Co zrobiła takiego moja córka, że udało jej się przełamać nasz opór?

1. Nie przekonuj na siłę

Myślę, że moja córka osiągnęła sukces przede wszystkim dzięki swojemu uporowi, wytrwałości i szukaniu sposobów, jak dotrzeć do rodziców. Kilka lat biła głową w mur. Mimo uporu, tysiąca argumentów i kilu lat rozmów – nie dała rady przekonać do swojego pomysłu nas mieliśmy inne poglądy i przekonania.  Dokładnie tak samo jest w sytuacji, kiedy chcesz inicjować czy wdrożyć zmianę – w pracy lub firmie, a grono osób wokół Ciebie nie bardzo jest tym zainteresowane. Nie dostrzega potrzeby zmiany. Wówczas przekonywanie innych do swoich pomysłów wywoła skutek odwrotny do zamierzonego. Tylko utwierdzisz ludzi w ich oporze.

2. Znajdź agentów zmiany

Zamiast tego – poszukaj agentów zmiany. Skoro Jula nie mogła przekonać rodziców sama – to znalazła w swoim otoczeniu osoby, które mają wpływ na nas. Takich, których raczej słuchamy. To raczej nie są dzieci – tylko inni dorośli. A kogo słuchają rodzice?  Swoich rodziców. I tak moja córka zbudowała sobie sieć powiązań z agentami zmiany – osobami, z których opiniami się liczę.

3. Plan komunikacji: dobry czas i argumenty

Następnie ułożyła misterny plan komunikacji – kto i kiedy ma mi jaką informację przekazać, aby mnie „rozmiękczyć”.  Wcześniej słuchała uważnie naszych kontrargumentów i obaw. Przygotowała się, aby je skutecznie obalić – nie słowami – tylko konkretnymi faktami i działaniami. Na przykład deklaracją teściowej, że może psa wyprowadzać. Albo prezentacją zadbanego mieszkania sąsiadki z psem. Lub konstatację mojej mamy, że w razie wyjazdu – podejmie się przechowa zwierzę. Zarazem bardzo mądrze przygotowała otoczenie do tego, kiedy kolejny „aktorzy” mają wejść na scenę i zacząć działać.

4. Najtrudniejsi kontestatorzy na końcu

Zadbała również o to, aby największy przeciwnik pomysłu – czyli tata, wypowiedział się dopiero wówczas, gdy wszyscy inni poprą jej pomysł – łącznie ze mną. Zatroszczyła się o to, aby w umowie znalazły się podpisy wszystkich przekonanych, co była widomym znakiem, że wszyscy są „za”. W tej sytuacji tata nie miał już wyjścia.

5. Czas na oswojenie się ze zmianą

W tym wszystkim – zwierając z nami umowę i odraczając kupno psa o prawie rok  – dała nam czas, abyśmy do nowej sytuacji przywykli, oswoili się z tym  pomysłem. Zgodzić się na psa, który ma być za rok, a nie natychmiast, jednak jest łatwiej. Ten sam zabieg stosują państwa, wprowadzające nowe regulacje z odroczeniem – mówiąc na przykład: nowe stawki podatkowe są nieuniknione, ale zostaną wprowadzone dopiero za 2 lata – przygotujcie się do tego.

 

Historia ta pokazuje klasyczną pułapkę, w którą często wpadamy, kiedy chcemy inne osoby przekonać do naszych pomysłów. Pokazuje też drogę wyjścia z impasu. Pułapka polega na tym, że z reguły wdrażając zmianę obawiamy się, że nam się nie powiedzie – bo będą głosy przeciwne. Najbardziej widoczni są dla nas Ci,  którzy mówią NIE naszym pomysłom. I to oni skupiają na nas swoją uwagę. To niestety prowadzi często do walki na argumenty – i tracimy cenną energię.

Sposobem wyjścia z impasu może być zostawienie największych przeciwników w spokoju, niepodejmowanie z nimi dialogu na argumenty. Może efektywniej będzie wysłuchać cierpliwie  ich obaw.  Jednocześnie uważnie obserwować,  kto w naszym otoczeniu jest bliski naszym pomysłom, poszukać zwolenników i przy ich pomocy strategicznie przygotować plan, który rozwieje obawy zgłaszane przez przeciwników zmiany. Skoro potrafi to zrobić jedenastoletnia dziewczynka – to jest to w zasięgu każdego z nas.

 

Nasz pies pojawił się w domu i przez całe wakacje Julia i Staś wychowywali go aby mógł zostać w domu sam, kiedy we wrześniu pójdą do szkoły. Wszyscy w domu pokochali nowego członka rodziny... nawet tata.

 

Izabela Kazimierska

Trener, coach, opiekun merytoryczny

Napisz do autorki > > > izabela.kazimierska@4results.pl

 

Dowiedz się, jak wspieramy zmiany w organizacjach

 

 

Wstecz